Justin's POV:
To nie była ona. Ciągnąłem piosenkę i dałem dziewczynie, wcześniej trzymane przeze mnie, róże. Podszedłem na brzeg sceny szukając jej w tłumie, ale nie mogłem znaleźć. Powoli puszczały mi nerwy. To ona powinna być w tej chwili na scenie. Piosenka dobiegła końca i przytuliłem fankę, która zaczęła płakać gdy odprowadzali ją na widownię. Byłem już mega wkurwiony i nie chciałem więcej śpiewać, chciałem zakończyć ten koncert, ale nie mogłem tego zrobić moim fanom, więc zagraliśmy finałowy utwór, po czym zbiegłem ze sceny wprost do przebieralni, trzaskając przy tym drzwiami. Po chwili weszli Ryan z Chazem.
- Hej, rozchmurz się, stary. Scooterowi przykro, powiedział, że to nie jego wina. To ona nie chciała wejść na scenę. - Wyjaśniał Chaz.
- Dlaczego miałaby nie chcieć?! Ona jest moja! - Krzyczałem.
- Ona MOŻE być twoja. - Wtrącił Ryan.
- Że co, proszę?
- Z jakiego powodu myślisz, że jest twoja? - Dopytywał.
- Ja nie myślę, ja to WIEM.
- To samo mówiłeś o Selenie i spójrz jak to wszystko się skończyło!
Gniew już się we mnie dosłownie gotował. - Teraz jest inaczej!
- Nieprawda! W tym momencie myślisz, że jest twoja, ale wcale nie musi tak być! I jeśli jej o wszystkim powiesz to pomyśli, że zwariowałeś i zostawi cię dokładnie tak jak zrobiła to Selena!
W tym momencie nie mogłem już dłużej kontrolować złości i mój wewnętrzny wilk chciał się ujawnić. Bez chwili namysłu naskoczyłem na przyjaciela. Z początku był zaskoczony, ale po chwili już oddawał ciosy.
- CHŁOPAKI PRZESTAŃCIE! - Warknął Chaz.
Zostałem odciągnięty od Ryana, który po chwili wybiegł totalnie wkurwiony.
- Jaki on ma pierdolony problem?!
Chaz wzruszył ramionami. - Nie wiem, ale później z nim pogadam, a w tym czasie ty postaraj się trochę ochłonąć.
Przytaknąłem.
- Słuchaj, jak chcesz, mogę przyprowadzić ją za kulisy na M&G, żebyś chociaż mógł poznać jej imię czy coś.
Zaśmiałem się. - No, poznanie jej imienia byłoby ułatwieniem.
Pokiwał głową i wyszedł, więc ja przebrałem się z przepoconych ciuchów w coś wygodnego. Zacząłem myśleć, że może Ryan faktycznie ma rację i ona nie jest moja. Wtedy powtórzyłby się dramat jak z Seleną. Samo myślenie o tym mnie denerwuje. Nie! To jest zupełnie coś innego. Ona z pewnością jest moja. Poczułem to i obym się nie mylił.
Charlotte's POV:
- Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję!
Roześmiałam się. - Nie ma za co, Mandy, zasłużyłaś. Wszystkiego najlepszego.
Załkała i ścisnęła mnie prawie że łamiąc wszystkie żebra.
- Dobra, chyba mnie dusisz.
- Och, sorki.
Kiedy powiedziałam temu facetowi, żeby dał możliwość bycia OLLG dziewczynie, która szczerze tego chce, spojrzałam na swoją przyjaciółkę i wiedziałam, że oddałaby wszystko by stanąć z Justinem na scenie, więc zaproponowałam ją na moje miejsce.
- Jesteś najlepszą przyjaciółką na całym świecie! - Wyznała, a łzy wciąż spływały po jej policzkach.
- I nie waż się o tym zapomnieć!
Zachichotała i otarła twarz. - Cóż, już po koncercie, więc chyba możemy iść coś zjeść.
- Alleluja! - Krzyknęłam unosząc pięść do góry.
Śmiejąc się, kierowałyśmy się do wyjścia areny, gdy zatrzymał nas jakiś chłopak.
- Witam panie.
- Cześć. - Odpowiedziałyśmy.
- To ty byłaś One Less Lonely Girl? - Zwrócił się do Mandy.
- Tak, to ja.
- Nazywam się Chaz, aka. najlepszy przyjaciel Justina Biebera i skoro byłaś tą szczęśliwą dziewczyną, możecie wejść za kulisy by go poznać.
No chyba, kurwa, nie. Pora, żebym wkroczyła.
- Ekhmm.. Przepraszam, taa, cześć, jestem Charlotte, aka. najlepsza przyjaciółka Mandy Jones. - Parsknął śmiechem. - I obawiam się, że musimy odmówić.
Mandy posłała mi swój 'czy-ty-całkiem-szalałaś' spojrzenie, na co tylko wzruszyłam ramionami.
- Mówisz poważnie? Odrzuciłabyś możliwość poznania Justina Biebera? - Dopytywał.
Pokiwałam twierdząco głową. - Nie jestem fanką. - Wyjaśniłam.
Wyglądał na zszokowanego. - W takim razie dlaczego tu jesteś?
- Ponieważ zostałam zmuszona, teraz jeśli wybaczysz, naprawdę musimy iść. - Rzuciłam przez ramię, ciągnąc za sobą przyjaciółkę.
- Charlotte, czekaj! Proszę, pozwól mi chociaż zdobyć autograf czy coś...
- Ale Mandy, jestem głodna. - Jęczałam.
- Wiesz, mamy tu trochę jedzenia. - Dodał Chaz.
- Serio? Jak dużo?
Roześmiał się. - Duży stół pełen jedzenia
Poparzyłam na Chaza a następnie na Mandy. - Chyba możemy tam pójść na chwilę.
Blondynka zapiszczała i ścisnęła mnie mocno za dłoń.
Szłyśmy za nim, aż w końcu stanęłyśmy oszołomione tym co nas otaczało. Rozejrzałam się dookoła i momentalnie moją uwagę przykuł stół pełen jedzenia. Ja umarłam i jestem w niebie. To nie był zwykły stół z przekąskami, to cały bufet!
- O boziu! Tam jest fontanna czekolady! - Zapiszczałam. - Dobra, jeśli będziecie mnie potrzebować to będę właśnie tam, zapychać się pysznymi truskawkami. - Podeszłam do fontanny i wzięłam owoc.
- Czekaj! Nie chcesz poznać Justina? - Spytał Chaz.
- Nie wydaje mi się. - Powiedziałam z zamiarem ugryzienia truskawki.
- Charlotte, proszę cię, chodź tam ze mną. - Ciągnęła Mandy.
Popatrzyłam kilka razy to na Mandy to na truskawkę i westchnęłam. Jezu, dlaczego ty mnie tak torturujesz? - Obiecuję, jeszcze się spotkamy. - Powiedziałam odkładając owoc.
Przyjaciółka wywróciła oczami. - No chodź już. Przestań zgrywać divę. - Zadrwiła.
- Nie jestem divą!
- Oczywiście, że nie. - Zakończyła, biorąc mnie pod rękę.
Szliśmy chwilę, aż zatrzymaliśmy się przed drzwiami z imieniem Justina.
- Jesteśmy. - Oznajmił Chaz.
Mandy ścisnęła mnie mocniej i uśmiechnęła się szeroko. - Ale się cieszę. - Wyszeptała.
- Juhuu. - Dodałam sarkastycznie.
Kiedy Chaz zapukał do drzwi, zaczęłam się strasznie denerwować. Drzwi się otworzyły i ukazało się dwoje przepięknych brązowych oczu. Posłał mi ciepły uśmiech i popatrzył na chłopaka.
- Siema, Chaz! - Przywitali się w swój sposób i znów przeniósł wzrok na mnie.
- Cześć, jestem Justin. - Powiedział wyciągając dłoń.
Uścisnęłam ją i od razu poczułam iskry przeszywające całe moje ciało.
- Jestem Charlotte. - Odpowiedziałam odsuwając dłoń.
Uśmiechnął się, popatrzył na Mandy, która zapewne była tym wszystkim oszołomiona, bo musiałam ją szturchnąć łokciem.
- Cz-cześć, jestem Mandy. Ogromna fanka, kocham twoją muzykę!
Justin roześmiał się. - Dziękuję. - Przytulił ją.
Poczułam w sobie zazdrość, że ze mną tylko uścisnął dłoń, a ją trzyma w swoich ramionach.
- Cóż, jeśli nie macie nic przeciwko, będę przy bufecie. - Oznajmiłam odchodząc.
Nagle poczułam ból w brzuchu, coś zmuszało mnie do odwrócenia się i zostania, ale odepchnęłam to uczucie i przeszłam do stołu.
Justin's POV:
Kiedy zobaczyłem ją stojącą w drzwiach, uśmiech od razu pojawił się na mojej twarzy. Chciałem ją przytulić, ale nie wiedziałem jak by na to zareagowała, więc postawiłem na zwykły uścisk dłoni. Kiedy złapała mnie za rękę, przeszyły mnie iskry i wiem, że ona też to poczuła, bo po chwili się odsunęła.Uśmiechnąłem się do niej i odwróciłem do jej przyjaciółki, która niewątpliwie była oszołomiona, Charlotte wbiła jej łokieć w bok, przez co ta się ocknęła.
- Cz-cześć, jestem Mandy. Ogromna fanka, kocham twoją muzykę!
Zaśmiałem się i podziękowałem po czym przytuliłem ją, ale oczywiście nic nie poczułem.
- Cóż, jeśli nie macie nic przeciwko, będę przy bufecie. - Charlotte powiedziała i zaczęła odchodzić.
Wyczułem, że była z jakiegoś powodu zła. Próbowałem ją zatrzymać, ale moja perswazja nie była wystarczająco silna, a ona dodatkowo mnie odpychała co dodatkowo mnie złościło. Nie mogłem powstrzymać stłumionego warknięcia, które opuściło moje usta.
- Co to było? - Zapytała Mandy.
- Emm.. To był żołądek Justina, prawda Justin? - Wyjaśniał niepewnie Chaz.
- Taa, em, to mój brzuch, zdaje się, że jestem głodny. - Potwierdziłem klepiąc się po brzuchu.
Uśmiechnęła się. - W takim razie może dołączymy do Charlotte przy bufecie?
- Jasne, dobry pomysł.
Charlotte's POV:
Mmmm... truskawki pokryte czekoladą są najlepsze.
- Jeśli zjesz jeszcze więcej czekolady będziesz szalała z nadmiaru cukru, uwierz mi.
Odwróciłam się i przede mną stał niebieskooki blondyn.
Uśmiechnęłam się. - Nie szkodzi, to jest całkowicie tego warte.
Roześmiał się tylko. - Jestem Ryan a ty?
- Charlotte. - Uścisnęłam mu dłoń.
- Miło cię poznać. To, co tutaj robisz?
- Delektuję się pysznymi truskawkami, czekając na przyjaciółkę.
- Fajnie. Gdzie twoja przyjaciółka?
- Siedzi z Justinem Bieberem. - Powiedziałam wywracając oczami.
Uśmiech zawitał w kącik jego ust. - Nie powinnaś mieć obsesji na jego punkcie jak reszta dziewczyn?
- Cóż, nie jestem jak inne dziewczyny. Nie rozumiem dlaczego tak za nim szaleją, przecież nie jest jakimś bogiem, to zwyczajny chłopak.
- Chciałby być zwykłym chłopakiem... - Mruknął pod nosem.
Popatrzyłam na niego skołowana. - Co?
- Nic.. Może zjemy coś normalnego?
Uśmiechnęłam się. - To jest normalne jedzenie.
- Chodzi mi o coś, przez co będziesz mogła zasnąć w nocy. - Zadrwił.
Zastanowiłam się przez chwilę. - Brzmi nieźle, ale będę musiała zapytać moją przyjaciółkę Mandy czy chce iść z nami.
- Co o mnie?
Odwróciłam się, by zobaczyć Mandy, Chaza i Justina.
- Och, cześć Mandy, to jest Ryan. Idziemy coś zjeść, dołączysz do nas?
Usłyszałam niskie warknięcie dochodzące z głębi.
- Co to było?
- Pewnie tylko Justina żołądek, jest głodny. - Wyjaśniła.
- Och.
- A może wszyscy razem wybierzemy się na pizzę? - Zaproponował Chaz.
- Jasne, mi pasuje. - Rzuciła Mandy.
Blondyna zdążyła posłać mi spojrzenie typu zachowuj-się-bądź-grzeczna, który odwzajemniłam sarkastycznie.
- No dobra, powiem Kenny'emu, żeby nas zawiózł. - Powiedział Justin sięgając do kieszeni po swój telefon.
- Kto to Kenny? - Spytałam.
- Ochroniarz Justina.
Kiedy Kenny podjechał, wszyscy wsiedliśmy do auta. Siedziałam pomiędzy Ryanem i Chazem, a Mandy pomiędzy Chazem i Justinem. Czułam się trochę niezręcznie, bo nie znałam ich tak dobrze.
- Więc, skąd jesteście? - Zaczęłam rozmowę.
- Kanada. - Odpowiedzieli chórem, łącznie z moją przyjaciółką.
Widać, że prawdziwa fanka Biebera.
- W takim razie co tutaj wszyscy robicie?
- Jesteśmy w trasie z Justinem, przez lato. - Wyjaśniał Chaz.
- Achaa.
- A skąd wy jesteście? - Teraz dodał Ryan.
- Stąd. - Powiedziałyśmy razem.
- Nieźle.
Ciągle zadawaliśmy sobie pytania, aż dojechaliśmy do pizzerii. Weszliśmy do środka, gdzie było zupełnie pusto poza jedną parą i dzieckiem. Zamówiliśmy dwie pizze i usiedliśmy razem. Siadłam naprzeciwko Mandy, która oczywiście usiadła obok Justina, a ja znów wylądowałam między Chazem a Ryanem. Mandy i Justin prowadzili między sobą jakąś rozmowę przez co poczułam zazdrość, ale zepchnęłam to na bok i postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej o tych chłopakach.
- Co robicie w Kanadzie? - Zapytałam.
- Gramy w hokej. - Odrzucił Chaz.
- Fuu...
Westchnęli dramatycznie. - Nie lubicie HOKEJU?
Wszyscy zwrócili się w moją stronę.
- Co? Nie lubisz? - Dopytywał Justin.
- Nie. Masz z tym jakiś problem, Bieber? - Odburknęłam unosząc brwi.
- Pewnie, że mam. Hokej to najlepszy sport ze wszystkich!
Syknęłam. - Nie chcę rozbijać twojej bańki, ładny chłopcze, ale nie jest.
Wszyscy parsknęli, kiedy określiłam go ładnym chłopcem.
- Dla ciebie, Pan ładny chłopiec. Dobrze, w takim razie który sport jest dla ciebie najlepszy?
- Taniec. - Powiedziałam pewnie.
Wszyscy ucichli by po chwili wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem. Spojrzałam na Mandy a ona tylko wzruszyła ramionami.
- Co w tym śmiesznego? - Zapytała.
Przestali się śmiać, by nabrać powietrza.
- Nie chcę wam niszczyć waszego światka, ale taniec to nie sport. - Wtrącił Chaz.
Och nie, nie zrobił tego. Widać było, że Mandy zaraz wybuchnie.
- Cóż, panie Somers, otóż taniec jest sportem. - Kłóciła się.
- Serio, bo nie wiedziałem, że to... - Wstał i zaczął robić jakieś krzywe piruety na jednej nodze. - ... Jest uważane za sport.
- Nie wiem nawet czy to co teraz zrobiłeś, Chaz, zalicza się do tańca. - Wyśmiał go Ryan.
- Cóż, a według mnie uderzanie między sobą krążka jakimiś patykami powinno być uznawane za sport. -W Wtrąciłam.
Justin skupił na mnie swoją uwagę. - Naprawdę uważasz, że hokej jest groszy od tańca?
Wzruszyłam ramionami. - Po prostu mówię jak jest.
- Każdy może tańczyć, ale do hokeja potrzebne są umiejętności. - Powiedział.
Wstałam. - Słuchaj, panie nastoletni uwodzicielu, taniec wcale nie jest taki łatwy jak się wydaje. Wymaga umiejętności i poświęcenia.
Również wstał i nachylił się do mnie. - Tak samo hokej, kochanie, ale hokej wymaga zdecydowanie więcej poświęcenia. Gracze doznają urazów, ale kontynuują grę aż do końcowego gwizdka.
Byłam całkowicie rozwścieczona. - Tak samo tancerze. Było wiele przypadków kontuzji, widziałam ludzi łamiących swoje kostki, nogi i karki ale nie przestawali występu, nawet jeśli ich to zabijało. Wytrzymywali i kontynuowali występ aż do samego końca i to mój drogi nazywa się poświęcenie.
Usiadł. - Zadziorna, lubię takie.
Też usiadłam, czując ciepło napływające do policzków.
Mandy zaczęła chichotać, więc uderzyłam ją.
- Auć! - Syknęła.
Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się.
- Więc, tańczycie profesjonalnie? - Zapytał w końcu Chaz.
- Charlotte tak, ja ledwo co umiem. - Wyznała Mandy.
- Tańczysz profesjonalnie? Ekstra! - Podsumował Ryan.
- Taa, całkiem nieźle. - Dodał Justin przez zaciśnięte zęby.
Już miał coś powiedzieć, ale odezwał się chłopak, mówiąc, że zaraz dostaniemy nasze pizze.
- Pójdę po nie! - Powiedziałam, pokazując Chazowi, żeby się przesunął, umożliwiając mi wyjście.
- Pójdę z tobą. - Wtrąciła Mandy.
Wstała i podeszłyśmy do lady.
- Więc... Zakochujesz się już w Justinie?
- Co?! - Krzyknęłam.
- Cii. Ciszej. Znam cie Charlotte i znam cie na tyle dobrze, by rozpoznać kiedy kogoś lubisz.
- Ale ja go nie lubię!
- Widzę w jaki sposób na niego patrzysz i po tym jak on patrzy na ciebie, wydaje się, że też cię lubi. - Mówiła z półuśmiechem.
Westchnęłam. - Mandy, ja go nie lubię. Możesz go brać.
Potrząsnęła głową. - Nie, skończy się tym, że go polubisz, uwierz mi. Poza tym, wydaje mi się, że wolę Chaza.
- Chaz? Mówisz na serio? Wow, nigdy bym na to nie wpadła. Nie wygląda na kogoś w twoim typie.
Zaśmiała się. - Wiem, ale jest w nim coś, co mnie do niego ciągnie.
Dokładnie to czuję do Justina, ale oczywiście jej tego nie powiedziałam.
- Słodko, ale myślę, że chyba zaczynam coś czuć do Ryana. - Wyznałam.
- Serio Ryan? - Skrzywiła się. - Mogę to sobie wyobrazić, ale bardziej pasujesz do Justina. - Roześmiała się.
Wywróciłam oczami.
- Oto wasze pizze. - Poinformował nas koleś, wręczając pepperoni.
- Dziękuję. - Wróciłyśmy do stolika, ale akurat Justin wybiegał z lokalu.
- JUSTIN! JUSTIN! - Chaz i Ryan próbowali go powstrzymać, ale nawet się nie odwrócił.
- Gdzie idzie Justin? - Zapytałam stawiając pizze na stoliku.
Oboje siedzieli cicho. - Chłopaki, gdzie on poszedł?!
- Po prostu się zmył, Char. - Wyjaśnił Chaz.
Poczułam w sobie pewny rodzaj pustki. - Dlaczego? Co się stało?
- Trochę się pokłóciliśmy, ale nie masz się o co martwić. - Powiedział Ryan.
Nagle coś zakuło mnie w brzuchu. - AAŁ.
- Charlotte, wszystko w porządku? - Pytała przyjaciółka, pomagając mi.
- T-taa jest okej. - Ale ból wcale się nie zmniejszał. - Cofam to, wcale nie jest okej. - Złapałam się za brzuch i próbowałam nabrać powietrza, ale z jakiegoś powodu, nie mogłam oddychać. Czułam się słabo i obraz przed oczami zaczął się rozmazywać.
- Justin przestań ją ranić!!! - Krzyknął Ryan, klękając przy mnie.
Nie rozumiem, Justina nawet tu nie było i co jakikolwiek ból ma z nim wspólnego?
- R-Ryan... - Jedynie to zdążyłam powiedzieć, zanim zemdlałam.
----------------------------------
Przepraszam was, że nie było rozdziału w sobotę, ale miałam trochę kłopotów i wszystko teraz próbuję nadgonić. Super długi rozdział jak na DLS, co? :P
Jak wrażenia? :>
Love, Kasja ♥
Jeju kocham to tłumaczenie ♥ Ciekawe o co chodziło Ryanowi z tym "Justin przestań ją ranić!" ♥
OdpowiedzUsuńW każdym razie jeżeli potrzebowałabyś pomocy przy rozdziałach mogę ci pomóc, jeśli chciałabyś :) @Sweet_lieber